Czas w sennej Orahovicy płynął je jednak szybko, szczególnie kiedy ma się poczucie, że każda chwila jest właściwie wykorzystywana.
Na półmetku szkolenia zajęliśmy się zagadnieniami związanymi z kulturą. Zaczęliśmy od uświadomienia sobie jak bardzo ważne jest jej dogłębne poznanie dla zrozumienia mechanizmów działających w danym społeczeństwie i samych jego przedstawicieli. Każdy z nas przyjechał z własnym bagażem kulturowym, to gdzie, kiedy się urodziliśmy, kim byli nasi rodzice i w jaki sposób nas wychowali, jakich ludzi spotykalimy na swojej drodze oraz jakie pomysły zasiewali w naszej głowie. Nikt nie funkcjonuje w próżni i istnieje odwieczne pytanie : w jaki sposób, to jacy jesteśmy jest wrodzone, a na ile nabyte? Jak bardzo cywilizacja warunkuje nasz temperament, osobowość, preferencje? Chyba to zagadnienie zostanie na zawsze otwarte, ale dorzucę garść własnych obserwacji z ostatnich dni.
Centralnym puktem dnia była zabawa w budowniczych mostów ("The Derdians"). Podzieliliśmy się na dwie grupy: mieszkańców Derdii (którzy potrzebują mostu) oraz zagranicznych inżynierów (którzy mają za zadanie nauczyć ich jego budowy). Problem polega na tym, iż Derdianie mają zupełnie odmienną kulturę niż inżynierowie : bardzo lubią dotyk, praktycznie nie komunikują się bez dotykania; również sprecjalne powitanie jest obowiązkowe, mają oni zwyczaj całowania się nawzajem po ramieniu, zaś każda inna forma pocałunku uznawana jest za obraźliwą; kiedy poczują się urażeni - natychmiast zaczynają głośno krzyczeć; rozumieją wszystko, ale jedynym słowem funkcjonującym w ich języku jest słowo "tak", kiedy chcą wyrazić przeczenie do słowa "tak" dołączają wyraźne kiwanie głową; tradycja religijna reguluje podział pracy, wyłącznie mężczyźni mają prawo używać nożyczek, ołówek i linijka są zarezerwowane dla kobiet. Generalnie są oni bardzo otwarci, jednak od obcych spodziewają się, iż ci dostosują się do ich zwyczajów. Inżynierowie stanęli przed trudnym zadaniem zaplanowania prac bez wcześniejszego zaznajomienia się z kulturą Derdian.
Ostatecznie udało nam się skonstruować most, a owo nowe doświadczenie pomogło wszystkim uzmysłowić sobie kilka ważnych aspektów:
- Jesteśmy różni, ale ważniejsze jest czy jesteśmy wzajemnie otwarci na siebie.
- Język może być źródłem nieporozumień, ale każda próba nauczenia się obcej mowy spotyka się z entuzjazmem rodowitych użytkowników.
- Nawet jeśli nie jesteśmy do końca świadomi i nie rozumiemy norm i reguł (ołówek i nożyczki) powinniśmy ich przestrzegać - tak okażemy szacunek.
- Czasem trzeba zrezygnować poczucia bezpieczeństwa, opuścić strefę komfortu i spróbować nauczyć się nowego podejścia (pocałunek w ramię, dotykanie).
- Nie należy traktować innych kultur jako gorsze.
- Ustępując z części swoich przyzwyczajeń i zwyczajów, robimy miejsca na nowe i inne - w ten sposób uczymy się.
- Nie powinniśmy bezkrytycznie przyjmować wszystko co obce, rezygnując z własnej kultury, najlepiej jest uważnie dobierać najlepsze elementy i tworzyć osobistą kulturę.
- Ostatecznie, najważniejsze mamy wspólne : to samo nas cieszy, to samo nas smuci, każdy potrzebuje życzliwości i szacunku.
W tym pozytywno-internatcjonalnym duchu, tuż po obiedzie odbyliśmy szalenie ciekawą rozmowę na temat bycia zorganizowanym, kurczowego pilnowania czasu i beztroskiej egzystencji. Po jednej stronie barykady stanęli Hiszpanie i Włosi, po przeciwnej Niemcy, Holendrzy, Szkoci i Polacy (ci ostatni pochodzenia ćwierć-kaszubskiego :). Dla jednych : wylegiwanie się do 14h kiedy na dworze jest piękne słońce, godzinne spóźnianie się na spotkanie, nieregularne jedzenie i sprzątanie (lub ich brak) to ewidentne leserstwo połączone z brakiem szacunku dla drugich. Dla drugich : organizowanie życia czy pracy, pilnowanie czasu, realizowanie zadań zgodnie z planem to katorżnicze niewolnictwo i nieumiejętność cieszenia się życiem. Teraz lepiej przyjdzie mi zrozumieć Danielę, ale też i przyczynę głębokiego kryzysu w krajach śródziemnomorskich.
Ambitne plany turystyczno-rekreacyjne na zagospodarowanie wolnego popołudnia rozmył deszcz. Ale już na godzinę przed rozpoczęciem "tradycyjnej, slawońskiej kolacji" dało się powszechnie słyszeć regularny marsz kiszek. Wcześniej słyszałam, że na średniej wielkości, slawońskie wesele sprasza się 500 gości, toteż miałam wygórowane oczekiwania gastronomiczne, które zostały w pełni zaspokojone. Przystawka w postaci kulena - pysznej wędliny z dodatkiem pikantnej papryki (przypominającej hiszpańskie chorizo); 3 dania mięsne : sarme (zwyczajnie nasze gołąbki), janjetina ispod peke (jagnięcina zapiekaną z ziemniakami) oraz lungići u lisnatom tijestu (pieczeń w cieście francuskim); ze słodkości oczywiście štrudla sa sirom (strudla z serem). W parze szło 10 butelek slawońskiego wina, 2 bulelki rakiji, pivo... - na pierwszy rzut oka wydawało się niemożliwe do wypicia :)
Ukoronowaniem wieczoru była uczta innego rodzaju : każda kraj miał przygotować krótką prezentację o aspektach kultury, o których nie dowiesz się z turystycznych przewodników. W największym skrócie czego się dowiedziałam (to też fragment szkolenia) :
Ukoronowaniem wieczoru była uczta innego rodzaju : każda kraj miał przygotować krótką prezentację o aspektach kultury, o których nie dowiesz się z turystycznych przewodników. W największym skrócie czego się dowiedziałam (to też fragment szkolenia) :
- francuskie powitanie : całowanie bez całowania się;
- czeski film : uwzględnia niuanse kulturowe różnych regionów kraju, zrozumiały wyłącznie dla Czechów
- niemiecka Schultüte : na pierwszy dzień szkoły;
- szkockie referendum : wkrótce rozstrzygnie się czy Szkocja dołączy do krajów skandynawskich (bardzo prawdopodobne);
- tureckie lanie wodą : kiedy ktoś wyrusza w podróż, oblanie wodą oznacza, że wróci;
- hiszpańska niepunktualnośc, tomatina i nacjonalistyczność (jesteś faszystą jeśli wywieszasz narodową flagę);
- włoskie gesty : ręce, które mogą wyrazić wszystko;
- ukraińska marszrutka : popularna również w Gruzji;
- polski obiad : na który trzeba przyjść głodnym i zdjąć buty.
Oraz hit wieczoru (Włosi potwierdzają, że to sama prawda!) :
Nie skończyło się o północy, przenieśliśmy się do naszej klasy i tłumaczyłam Lukasowi, że i Mickiewicz i Kościuszko są w 105% Polakami, a on tłumaczył skąd wzięła się gwara północnokresowa (lyczba i tablyca). Okazuje się, że kiedy Litwini piszą "i" czytają twardo y, podczas gdy "y" jest głoską miękką. Ponadto, mimo 600 lat wspólnej historii, nasze języki prawie wcale nie są zbliżone.
W czasie całego pobytu czułam się na przemian jak inżynier i jak Derdianin, ale ostatecznie było to niesamowite doświadczenie. Najciekawsze, że wszyscy ludzie, którzy dużo podróżują albo przebywają w w towarzystwie przedstawicieli innych narodowości, są do siebie bardzo podobni. Może dlatego, że nie są już wewnętrznie jednolici, ale mozaikowi i przez to trochę czują się trochę nienależący nigdzie. Ja jeszcze nie jestem na tym etapie, ale kto wie.