Z rana przywitał nas ciepły deszczyk, a zaraz potem piękne,
złoto-jesienne słońce : dzień zapowiadał się smakowicie, nie chciałyśmy go
zmarnować. Spontaniczną decyzją postanowiłyśmy wreszcie zwiedzić Opatiję.
Trochę nam zeszło aż zatrzymał się pierwszy kierowca - chyba dość nieprzypadkowo, okazała się nim być Fifi - Hiszpanka mieszkająca od pewnego już czasu w Labinie (wychodzi na to, że teraz obie mamy rodaków, z którymi możemy porozmawiać w ojczystym języku). Podwiozła nas daleko za miasto, skąd do Lovrana zabrał nas kolejny już Chorwat. Przez pewien czas szłyśmy piękną promenadą "Lungomare" dosłownie zawieszoną nad morzem. Mijaliśmy kolejne miejscowości, które choć nieduże, to bardzo rozciągnięte - każdy bowiem z mieszkańców chciał mieć dom z widokiem na morze, po drugie zaś zaraz za plecami mieli masyw Ućki, gdzie konstrukcja nie była możliwa.
W drodze na Opatiję, a w tle wielka Ućka - jeszcze kiedyś się z nią zmierzymy.
Gimnastyka, streaching na plaży.
Zakończył się oczywiście w wodzie, oczywiście!
Całe lungomare ma przeszło 12km.
Początkowa, nieśpieszna przechadzka nabrała tempa kiedy przez góry wreszcie zdołały przewalić się ciężkie, ołowiane chmury - ulewny deszcz był tylko kwestią czasu. W momencie kiedy przekroczyłyśmy tabliczkę z nazwą miejscowości - w Opatji zaczęło lać i tak padało z różną intensyfikacją już do późnej nocy. Nasze nastroje z tego względu także nie były w szczytowej formie - bo Opatija jest stworzona ze słońca i dla słońca.
Jej historia sięga XV wieku, kiedy powstało tu opactwo z kościołem św. Jakuba (oczywiście, motywy jakubowe napotykam również i tu), który zresztą można zwiedzać i dziś - od słowa "opactwo" Opatjia wzięła swoją nazwę (wł. Abbazia). Niektórzy uważają ją za najstarszy kurort wypoczynkowy na świecie, ale bez wątpienia była najmodniejszym, najbardziej posh-owym w całych Austro-Węgrzech. Pierwszą linię kolejową z Wiednia poprowadzono właśnie do Opatji, a wcale nie do Rijeki, wszystko po to, aby ukochana Franiszka Józefa - Sisi - mogła wygodnie przyjeżdżać tu na częsty wypoczynek. Słońcu miasto zawdzięcza swój sukces, bo usytuowane dokładnie w głębi Kvarneru, ekponowane na południe, może liczyć na wspaniałą pogodę przez większość roku. Wyobraźcie sobie jaki cudowny spektakl zapewniają promienie igrające na fasadach ponad 100-letnich, przebogato zdobionych willi o świcie, w południe i o zachodzie słońca. Turyści i dziś kochają Opatjię, jest tego warta. W mgnieniu oka można bowiem znów przenieść się do belle epoque, kiedy świat bogacił się i piękniał i nikt nie myślał o nadchodzącej wielkiej wojnie.
Nam przyszło odkrywać ją w strugach deszczu, była bardzo piękna, ale zapewne tylko w połowie tak jakby to było w słoneczny dzień. Od Labina dzieli ją jedynie 30 kilometrów serpentyniastej drogi - zatem zamierzamy polować na kolejny bardziej pewny słonecznie dzień, aby udać się w podróż w czasie i przestrzeni.
Trochę niestandardowo wybrałam wieczorną Mszę, to zaś przez zapewnienia żupnika, iż z tytułu obchodów zbliżającego się wspomnienia św. Cecylii (trochę bardzo się pospieszyli - obchodzi się je 22.11), w Podlabinie odbył się przegląd okoliczno-parafialnych chórów.
Wieczór, i ze względu na ponurą atmosferę za oknem, i przyjemny wystrój wnętrza, spędziłam pijąc wyśmienitą kawę w Velo Kafe - również pamiętającej czasy Habsburgów.
Opatjia : wciśnięta pomiędzy Ućkę a zatokę Kvarner.
Współczesny Hotel Operette stanowił azyl imperatorowej Sisi.
Porcelanowe figurinki w sklepie z pamiątkami przypominają okres najlepszej świetności Opatji.
Miły, patriotyczny akcencik - akurat w przeddzień narodowego święta.
Miły, patriotyczny akcencik - akurat w przeddzień narodowego święta.
Nam przyszło odkrywać ją w strugach deszczu, była bardzo piękna, ale zapewne tylko w połowie tak jakby to było w słoneczny dzień. Od Labina dzieli ją jedynie 30 kilometrów serpentyniastej drogi - zatem zamierzamy polować na kolejny bardziej pewny słonecznie dzień, aby udać się w podróż w czasie i przestrzeni.
Trochę niestandardowo wybrałam wieczorną Mszę, to zaś przez zapewnienia żupnika, iż z tytułu obchodów zbliżającego się wspomnienia św. Cecylii (trochę bardzo się pospieszyli - obchodzi się je 22.11), w Podlabinie odbył się przegląd okoliczno-parafialnych chórów.
Wieczór, i ze względu na ponurą atmosferę za oknem, i przyjemny wystrój wnętrza, spędziłam pijąc wyśmienitą kawę w Velo Kafe - również pamiętającej czasy Habsburgów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz