czwartek, 7 listopada 2013

Moj jezik hrvatski.

Jedną z przyczyn dlaczego tak wielu Polaków wybiera Chorwację jako cel wakacyjnych wojaży jest bezsprzecznie podobieństwo naszych języków, a co za tym idzie : szansa dogadania się bez znajomości innej obcej mowy. Z tym generalnie problemów nie ma - Chorwaci naprawdę świetnie znają angielski (nawet ze starszymi gospodinami można się czasem swobodnie dogadać), a w Istrii dodatkowo bez problemu porozumieją się italianofoni. Ja jednak wychodzę z założenia, że mieszkając sześć miesięcy w danym kraju można, a nawet powinno się nauczyć choćby podstaw tutejszego języka. Tym bardziej jak już powiedziałam - naprawdę jest do polskiego podobny.

Ledwie zdążyłam wrócić, a nazajutrz miałyśmy pierwszą lekcję chorwackiego - kurs zaczynamy dopiero po miesiącu od przyjazdu, ale trudno - Chorwatom trudno przychodzi zorganizować coś na czas. Maja zaczęła od zupełnych podstaw : dzień dobry, do widzenia, dziękuję, mam na imię. Bardzo dobrze, bo od czegoś przecież zacząć trzeba, ale słysząc te wszystkie wyrażenia codziennie przez miniony miesiąc już zdążyłam się z nimi zapoznać. Danieli było dużo, dużo trudniej - to jej zupełnie pierwsza styczność z językiem słowiańskim. A my dobrze wiemy jak bardzo po chińsku może brzmieć nasza mowa dla przybyszów z zachodu : jeśli wychwycą słowa jak "teatr" czy "auto" to już wielki sukces. Cała gama nieregularnych koniugacji i deklinacji, przedziwny zestaw sycząco-świszczących dźwięków, nie-łacińska etymologia podstawowych wyrazów. Biedna Daniela - obawiam się, że poddała się już na początku, ale za to płynnie śmiga po italiańsku (którego nota bene też nauczyła się po miesiącu pobytu we Włoszech).

Zapewne nie władam chorwackim jak Istryjka z babki pradziada i wciąż mam problemy z kosmiczną głoską "lj" [twarde l przechodzące w j], ale całkiem rozumuję i nawet govorim co mi potrzeba. Jeśli nie potrafię czegoś nazwać po chorwacku, staram się powiedzieć po polsku na jak najbardziej chorwacką manierę. W przypadku niezrozumienia zawsze można poprosić o powtórzenie. 

Chorwacki i polski mają te same korzenie językowe, dlatego większość słów jest łudząco podobna. Ale uwaga! Znaczą coś absolutnie innego. Poniżej krótka lista najciekawszych "fałszywych przyjaciół" :

Kiedy Chorwat z samego rana życzy Ci "dobro jutro" ma na myśli poranek, za to "jutro rano" znaczy tyle co wcześnie rano. Proszę nie mów, że droga samochodem z Polski zajęła ci "četrnaest godine", bo w tym czasie zdążyłabyś/zdążyłbyś posiwieć (14 lat to sporo czasu). Wcale nie należy się dziwić kiedy Wania przedstawia o rok młodszą od siebie Mateę słowami "To je moja cura", a zresztą chorwackie "slowo" to nic innego jak litera. Ostatnio poszłam do Lidla kupić leginsy, a wyszłam z "duge gaće"; jest ich jeszcze inna wersja : "čipkaste gaće". Oj nie! Nic z tych rzeczy. To po prostu porządna, koronkowa, damska bielizna.
Jakie było moje zdziwienie kiedy kupiony w sklepie "džem iz jagode" miał truskawkowy smak. Polscy kierowcy absolutnie nie powinni pytać Chorwatów o kierunek. On powie "pravo", a Ty wcale nie pojedziesz prosto. Ty spytasz gdzie jest "droga", a on wyda Cię policji jako narkotykowego dillera. 
Najlepsza jednak zabawa zaczyna się kiedy Polak przegląda Chorwacki kalendarz - za nic w świecie nie może doliczyć się miesięcy : na 6. kartce widnieje bowiem "lipanj", na 7. "srpanj", a "listopad" na 10 - przy czym w Chorwacji liście wcale nie spadają szybciej niż w Polsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz