czwartek, 10 października 2013

Czego nie lubią, a co lubią robić wolontariusze EVS.

Dziś, jak do tej pory, był to zdecydowanie najdłuuuuuuuuuższy dzień w pracy jaki miałyśmy. Z całą stanowczością stwierdzam, że nuda jest rzeczą absolutnie potworną. Proszę, wyobraźcie sobie, że jesteście pełni zapału, entuzjazmu i sił do pracy, gotowi na podjęcie nawet najtrudniejszych wyzwań, a każe Wam się przez 7 godzin siedzieć praktycznie nieruchomo, przy biurku, przed laptopem, w dodatku kiedy w biurze nie działa Internet. 
Pomyślcie tylko z jaką pilnością segregowałyśmy prace plastyczne dzieci, wkładając je do odpowiednich przegródek. Niestety, choć starałyśmy się z Danielą przedłużać to zadanie jak tylko było to możliwe, całość zajęła nam raptejm 50 min. Drugim i ostatnim wydarzeniem wartym odnotowania było team'owy wypad na kawę (niespełna 15 min.).

Daniela przy pracy.

Nasz drogi Vanja i jego napolitanke.

Wolontariusze EVS to dość specyficzne osoby; gotowi są poświęcić rok, aby wyjechać w obce strony żeby pomóc, zrobić coś pożytecznego, podzielić się swoimi talentami i umiejętnościami. Mają oni świadomość, że nie przyjechali na wakacje, ale do pracy. Są pełni energii, którą wystarczy przekuć na jakieś dobre owoce. Nie dziwi, że są zawiedzeni kiedy każe im się odsiadywać 7 godzin dziennie w biurze i mają świadomość, że w tym czasie mogliby zrobić tyle innych rzeczy - choćby rzeczone wakacje (wyjechać, coś zobaczyć). Lubią też być traktowani poważnie, bo i oni sami poważnie podchodzą do wolontariatu.

Z lepszych wieści, to bardzo możliwe, iż uda mi się trafić na dwa, typowo chorwackie obiady - zaczynamy zatem rzeczywiście poznawać Chorwację od kuchni. Dobar tek!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz