We wtorek, w drodze z Puli, Jelena (nasza EVS-owa koordynatorka) zaproponowała, że mogłybyśmy wybrać się z nią i Alenem do Zagrzebia. Oni sami musieli jechać na jakieś ważne spotkanie w ministerstwie, a przy okazji załatwić kilka prywatnych interesów. Bilet do Zagrzebia jest drogi, Labin po południu jest nudny, a wyjazd miał się odbyć w godzinach pracy. Dodatkowo, aktualnie w Zagrzebiu pomieszkują dawne towarzyszki z czasów licealnych - Karolina (tzw. Karo) i Gosia (tzw. Goha). Argumentów kontra nie udało nam się znaleźć.
I tak oto w godzinach przedpołudniowych kierowaliśmy się najpierw w stronę tunelu Ućka - żeby go zbudować, musiano przetrzewić (przejść przez trzewia) Ućkę, ten największy masyw, który góruje nad całą okolicą. Dalej już cały czas autostadą, aby po ok. 3h znaleźć się w szarym i smutnym centrum miasta. W Muzeum Modern Artu udało nam się trafić na końcówkę wystawy o Annie Frank. Ponadto zwiedziliśmy jeszcze cztery centra handlowe i ostatecznie skierowaliśmy się do ścisłego centrum, gdzie od dawna czekały na nas nasze Polki. Daniela załamywała ręce : do tej pory, w Chorwacji osobiście poznała więcej Polaków niż Chorwatów.
Przeszło 5 kilometrowy tunel na wylot przeszywa największą górę Istrii.
Tymczasowa wystawa poświęcona Annie Frank podróżuje po całym świecie, aby jak najwięcej osób mogło poznać jej historię.
Centralny plac Zagrzebia, jak to centralny plac, zawsze gromadzi tłumy i jest standardowym punktem spotkań.
Spotkanie było niezwykłe, nie widziałyśmy się bodaj dwa lata, a rozmawiałyśmy jakby ostatni raz było to w ubiegłym tygodniu. Wspaniale spędziłyśmy czas chodząc pozbawione konkretnego celu po uliczkach Zagrzebia, zaglądając to tu, to tam do małych sklepików z pamiątkami, pozując do zdjęć, rozmawiając (w ogromnej mierze po polsku naturalnie) o naszych dotychczasowych doświadczeniach w zderzeniu z chorwacką rzeczywistością.
Przed Muzeum Sztuki Naiwnej stoi pisanka na każdą porę roku.
Goha zazwyczaj ma lepszy humor ;) Ale i tak zagrzebskie srce zrosło się z jej.
W tle prawie widać panoramę miasta.
W tle widać szyld Museum of Broken Relationships, ale mistrzem drugiego planu jest ciężarówka z Ożujsko pivo - jednym z lepszych w Chorwacji.
Je radost!, a to przecież tylko crkva sv. Marka.
Na prawo herb Zagrzebia (biały zamek), na lewo godło Królestwa Chorwatów (istniało od 1527 do 1868 roku).
Motyw przewodni Zagrzebia - słynne licitarsko srce : początkowo wyłącznie piernikowe, z czasem przeniosło się na przedmioty codziennego użytku.
Wjazd trwa 50s., wejście po schodach zajmuje 2-4 minut. Jak myślicie ile kosztuje kolejka?
Zagrzeb bardzo, bardzo różni się od Istrii. Dużo bliżej mu do miast po-Habsburskich jak Wiedeń czy Budapeszt. Główna katedra do złudzenia przypomina kościoły spotykane w Krakowie, a prawie w niczym nie upodabnia się do skromnych śródziemnomorskich świątyń. Jak w każdym dużym mieście, osobliwy charakter rozpływa się w międzynarodowej mieszance kultur i języków. Pęd życia jest równie porywczy co zachowania tamtejszych kierowców w godzinach szczytu. Wspaniale było przechadzać się po zapadnięciu zmroku jedną uliczką, gdzie na odcinku jednego kilometra po jednej i drugiej stronie były wyłącznie ogródki, knajpki i restauracje, a w nich beztroscy ludzie. Labin to oczywista pustynia, odmiana dobrze by nam zrobiła, ale mnie osobiście weekend by wystarczył. Bardzo cenię spokój i niegwałtowność labińskiej egzystencji, choć nudny i senny - lubię do niego wracać.