piątek, 18 października 2013

Jak się wintegrować w lokalną społeczność.

To już znowu petak, ten tydzień miął dużo błyskawiczniej niż poprzedni. Bo i faktycznie coraz bardziej wrastam w to miejsce. Nie chcę zaraz powiedzieć, że czuję się jak chorwacka Labinianka z babki prababki, ale w tej przestrzeni poruszam się naprawdę swobodnie. Wiem gdzie iść żeby kupić coś specjalnego (lepszy rodzaj pieczywa), co robić wieczorem, znam lokalne legendy (Szeryf), co drugi dzień spotykam burmistrza i wiem, że to burmistrz. Labin nie jest aż taką znów metropolią, żeby jego odkrywanie było ponad czyjekolwiek siły.

Od czwartkowego popołudnia oficjalnie uzyskałyśmy status gwiazd po wywiadzie jakiego udzieliłyśmy Vanji w lokalnym Radiu Labin. Wcześniej od jakiegoś czasu wszyscy i tak widzieli, że przyjechały jakieś "nowe z Hiszpanii i Polski". Chociażby sytuacja w sklepie, kiedy to jedna z klientek pyta sprzedawczynię (po chorwacku, w prost i przy nas) : "Czy to te Hiszpanka i Polka?" I jak tu nie czuć się częścią tej dziwnej społeczności :)

To było jakieś bardzo kompromitujące pytanie.
Gwiazdorzyłabym.
Zatem po krótce, praktycznie każdego wieczoru byłyśmy w stanie zorganizować coś ciekawego. Wreszcie udało nam się zajść do najlepszej (są tylko 2) pizzerii - rzeczywiście, istryjskie popisy nie ustępują w jakości prawdziwie włoskim. Nie tylko gastronomiczne, ale i kulturalne horyzonty staramy się poszerzać - dziś chcemy załapać się na darmowy pokaz "Amantes pasajeros". Daniela, mimo że nie znosi Almodovara, i tak jest zachwycona. 

Cóż, mamy też kilka ambitniejszych planów na najbliższe tygodnie, ale wolę się nie zdradzać i nie wstydzić jakby nie wypaliły. Ale oczywiście, na relację "po" można jak najbardziej liczyć. Zaraz wybije 15h, muszę się zatem pakować i wychodzić z biura. Pogoda jest anielska, chyba nie wrócę od razu do domu. Wy też trzymajcie się słonecznie, brakuje mi naszej złotej, polskiej jesieni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz