Pula już nas nudzi, trzeci raz w przeciągu dwóch tygodni trafiamy do tego miasta. Co prawda, mamy trochę więcej czasu na zwiedzanie, ale chodzenie w kółko po poznanych uliczkach może być nużące. Rozwiązała się za to zagadka dlaczego w mieście, które w dawnych czasach było takie ważne, duże i bogate, że mogło sobie pozwolić na budowę większej niż rzymska areny, praktycznie nie widać innych zabytków. Ostatnimi czasy kiedy budowano drogę, po 500 metrach rozkopano ruiny antycznej willi - naturalnie, archeologowie wstrzymali prace na rok, pochłonęli koszmarne ilości pieniędzy, zakopali i roboty mogły kontynuować. 50 metrów dalej wpadli na pozostałości kanalizacji i w tym momencie cały projekt drogi został przemielony na makulaturę. Całe współczesne miasto stoi na rzymskich ruinach, gdyby podłubać w dowolnym miejcu na pewno natrafi się w najlepszym wypadku na cudowną mozajkę, w najgorszym na jakieś gliniane skorupki. Oczywiście brakuje pieniędzy na wykopaliska i na konserwację, więc lepiej żeby leżało w ziemi i nie szkodziło turystom.
Zapuściłyśmy się w typowo szopingowe uliczki i odkryłyśmy urocze, à la francusko-belle-epokowe targowisko. Z zewnątrz przypomina okazały budynek dworca, w środku można znaleźć ryby, cukier, mydło i powidło - wszystko oczywiście wprost od producenta.
Ostatecznie tego dnia całkowicie zrezygnowałyśmy ze zdrowej diety, bo wprost trzeba było spróbować międzynarodowego, bałkańskiego fast fooda - ćevapčići (są to smażone ruloniki mielonego mięsa podawane w podsmażonej na oleju picie z dodatkiem cebuli i ajwaru). Danie to ma chyba z milion kalorii, ale dobrze przyrządzone jest przepyszne.
Po drodze postanowiłyśmy zahaczyć o sklep w celu dokonania zapasów na zbliżającą się daleką wyprawę autostopem. Przy okazji nasłuchałyśmy się opowieści leciwej już gospodiny o tym jak ona sama stopowała będąc w ciąży (hr. trudna) i chowając innych pięcioro swoich dzieci po krzakach oraz co spotkało młodą Chorwatkę w okolicach Splitu tego lata.
Zapuściłyśmy się w typowo szopingowe uliczki i odkryłyśmy urocze, à la francusko-belle-epokowe targowisko. Z zewnątrz przypomina okazały budynek dworca, w środku można znaleźć ryby, cukier, mydło i powidło - wszystko oczywiście wprost od producenta.
Ostatecznie tego dnia całkowicie zrezygnowałyśmy ze zdrowej diety, bo wprost trzeba było spróbować międzynarodowego, bałkańskiego fast fooda - ćevapčići (są to smażone ruloniki mielonego mięsa podawane w podsmażonej na oleju picie z dodatkiem cebuli i ajwaru). Danie to ma chyba z milion kalorii, ale dobrze przyrządzone jest przepyszne.
Po drodze postanowiłyśmy zahaczyć o sklep w celu dokonania zapasów na zbliżającą się daleką wyprawę autostopem. Przy okazji nasłuchałyśmy się opowieści leciwej już gospodiny o tym jak ona sama stopowała będąc w ciąży (hr. trudna) i chowając innych pięcioro swoich dzieci po krzakach oraz co spotkało młodą Chorwatkę w okolicach Splitu tego lata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz