To chyba był syndrom dnia trzeciego : jest dzień wolny, siedzę sama, jest mi zimno, nie mam co robić, nie mogę nawet wyjść... Właściwie na co poświęciłam ten dzień? To było leżenie, jedzenie, leżenie, czytanie, siedzenie, spanie, jedzenie. Dostałam sms'a od Kasi (bardzo bratniej duszy tutaj), że jest opcja wyjścia spotkania się z inną Polonijką, o dziwo na stałe mieszkającą w Labinie. Rozleniwienie połączone z wszechogarniającą niechęcią - standardowy przykład acedii - przemóc można jedynie robiąc jej na przekór.
I choć tak strasznie mi się nie chciało, wyczłapałam się z domu (o dziwo wtedy właśnie przestało padać), trafiłam do café-bar ochrzczonej z włoska "Valentino" (lokalnie jest to najbardziej kultowe miejsce o tej porze roku). I to była genialna decyzja, spędziłyśmy wspaniale ten czas gawędząc, śmiejąc się, a nawet rozpominając. Bardzo dobrze się złożyło, bo Vanja zaproponował nam kolejne oderwanie się od nudy w postaci wycieczki na lotnisko w Puli po odbiór długo oczekiwanego gościa, mojej współtowarzyszki doli - Danieli.
Na ten wieczór nie było już lekcji chorwackiego, a jedynie lekcja Istrii : [po jednym z żartów Vanji, niezbyt doskonałym] "My tu w Labinie ciągle żartujemy. Tak, bo to nasza jedyna rozrywka" - dużo w tym prawdy.
I co z tym słońcem? Miało być a nie ma, obiecali w pakiecie z Chorwacją, a nie wywiązują się z umowy. A może zamieszana jest w to Unia Europejska - oni przecież fundują mi całą tę wycieczkę. Przed nami środa.
Pierwszy mały promyk to to, że mogłyśmy przyjść do biura z usprawiedliwonym 2-godzinnym opóźnieniem. Kolejny to rzecz absolutnie niebywala i zachwycająca - pierwsze przebłyski słońca widziane w Chorwacji. Zadanie na dziś odrobinę je przyćmiło - miałam 5 [słownie "pięć"] godzin na to, aby wyszukać pomysłów na wystrój pokojów hostelu młodzieżowego, acz przypomniało mi sięod razu dzieciństwo spędzone na grze w Simsy. Następnie, drugi już raz w przeciągu paru dni przeprowadziłyśmy ekspedycję do Lidla i tak jak szłyśmy do niego w deszczu, tak wychodziłyśmy podziwiając piękną tęczę. Dalej było już tylko lepiej, czyli spędziłyśmy czas na mądrych i pożytecznych rozmowach o ubogacających różnicach kulturowych. Jak zwykle, aż znów wstyd pisać, moje obawy okazały się całkowicie nieuzasadnione. Daniela wydaje się naprawdę serdeczną, otwartą i sensownie poukładaną osobą, bardzo wyrozumiałą i ugodową. Naprawdę mam wielką nadzieję na owocne współlokatorstwo. Przedostatnim promieniem tego dnia był upolowany zachód słońca podziwiany z murów średniowiecznego miasta przy akompaniamencie dziko rosnących, słodziutkich fig. Zwieńczeniem było, a jakże, spotkanie z Nikol w "Valentino", a na zakończnie nocny spacer po zakamarkach Starog Grada z uwzględnieniem nocnej panoramy morza. O taką Chorwację poproszę. Do następniego razu, trzymajcie się cieplej niż my :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz