Sobota upłynęła szczególnie kuchenno-gastronomicznie. Rano mogłam wreszcie wyruszyć na upragniony targ, o którym o opowiadano mi niemal legendy. Zamiast "Lidl quality food" wyobraźcie sobie świeże, naturalne, pochodzące wprost od producenta warzywa i owoce, te powszechne w Polsce jak jabłka i ziemniaki, ale też takie z domieszką śródziemnomorskiej egzotyki - figi, pigwy, przydomowe winogrona. Ponadto, stoisko z rybami z nocnego połowu - kupujesz rybę ze świadomością, że jeszcze kilka godzin temu beztrosko hasała w zatoce. Sardynki, dorady, cefale i całe mnóstwo innych, których nazw jeszcze nie znam, ale sukcesywnie postaram się je odkrywać, a oprócz tego kałamarnice, kalmary, kraby, krewetki, małże, etc., etc. Na piętrze sery wszelkiej maści, wędliny i mięsa, chleby, ciasta - wszystko niezmiernie cieszy oko i z pewnością ucieszyło by niejedno podniebienie.
Jednak tamtejsza kuchnia jest zbliżona do naszej. I Chorwatom nie obce są makowiec (makovnjača), kremówki (kremsnita), faworki (kroštule). Jedzą też dużo mięsa i podobnych co my warzywa. Wszystko podawane jest z chlebem, który jednak absolutnie nie może się równać z polskim. W porównaniu z naszym, jest całkiem biały, jakby tostowo-kukurydzianie-bezglutenowy. Nie brakuje jednak akcentów śródziemnomorskich. Przede wszystkim, warto wspomnieć o suszonej szynce - pršut (każdy śródziemnomorski kraj ma swoje prosciutto crudo, jamón serrano albo jambon bayonne). Owcze i kozie sery to majstersztyk. Nie brakuje potraw z owoców morza, choćby flagowy "crni rižot", którego głównym składnikiem jest kałamarnica i jej czarny atrament.
Sobotni obiad był właściwie niedzielnym, zaprosiła nas bowiem polsko-chorwacka rodzina w osobach Agnieszki, Dana, Alicji i Dominika i poczęstowała na tylko arcy-wyśmienitymi mulami w typowo gęstym sosie (jego główne składniki to bułka tarta, białe wino, czosnek i dużo świeżej pietruszki), ale ponadto małżowym risotto, winem i rakiją.
Typowe dla tutejszych jest mieszanie wina na przykład z fantą czy colą. Owszem, i dla mnie było profanacją wybornego, domowej roboty trunku z jakimś "piciem" - nie spodziewałam się jak orzeźwiającą kombinację smakową mogą razem stworzyć. O ile czysta rakija produkowana z winogron to coś dla ludzi z bardzo stalowym gardłem (60%, które naprawdę można poczuć), to już medica (z dodatkiem miodu) czy choćby travarica (jej ziołowa wersja) są niebezpiecznie smaczne.
Zwieńczeniem tego smakowitego dnia była dokładka w postaci italskiego oblicza Istrii. Włoskie wpływy, bardzo silne w całej okolicy, w kuchnii przejawiają się obecnością pizzy i makaronów. W ramach wieczoru integracyjnego, nasi koordynatorzy zaprosili nas również na domową pizzę oraz degustację kolejnych trunków. Teraz na pewno musimy pożądnie wziąć się za naukę hrvatskiego. Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz